Chłonę wszystko – Eff Kozłowska

 

Format: A5

Oprawa: twarda

Stron: 440

 

 

69.00 z VAT

Opis

Jednym z odwiecznych pytań towarzyszących ludzkości od jej poczęcia jest to dotyczące szczęścia. Jak żyć, by być spełnionym? Co robić? Czego szukać? Gdzie tego szukać?

A może szczęście to zachwyt wszystkim, co przynosi ze sobą życie? To zachłyśnięcie się intensywnością codzienności? To emocje, zmysłowe przeżywanie świata, głód jutra? To szukanie równowagi w tym najpiękniejszym ze światów? To poczucie wszechogarniającej wolności?

Nie ma jednoznacznej odpowiedzi na te pytania, bo i być nie może. Życie to proces, a więc nawet chwilowe poczucie szczęścia jest… chwilowe. I znowu biegniemy, by znaleźć spełnienie.

Eff nie podaje gotowej recepty na życie. Odsłania własną drogę, którą przeszła. Z wybojami, pod górkę, z górki, prosto i z zakrętami. Zaraża naturalnością i niezmąconą fascynacją światem. Jej dewizą życiową są dwa słowa: „Chłonę wszystko”.

Autorka o książce:

„Chłonę wszystko” zaczęłam pisać w 2011r, jednak pod wpływem życiowych „trudności” zaprzestałam dalszego jej tworzenia. Książka zawierająca osiem długich rozdziałów przeleżała na dysku przez dziesięć lat, abym w grudniu 2020r. postanowiła ją dokończyć i wydać. Tytuł się nie zmienił a dotychczasowa treść została zastąpiona nową. Moją drogą trwającą dekadę. Od 17latki do 27 latki.
Książka podzielona jest na kilka skrajnie różnych od siebie części, od przepisywanych notatek ze starych pamiętników do treści pisanych na przestrzeni dziesięciu lat. Wszystkiemu towarzyszy autoanaliza, płynna fabuła ze swoimi bohaterami oraz moja wewnętrzna nauka.
Byłam nastolatką, która chłonęła wszystko. Uwielbiałam życie we wszelkich jego przejawach. Istnienie na Planecie Ziemia było wielką i huczną imprezą, na której grałam główną rolę. Piłam, paliłam i jak oszalała pisałam tony pamiętników. Kiedy miałam siedemnaście lat, zdałam sobie sprawę z tego, że to, co teraz przeżywam, nigdy więcej się nie powtórzy. Niby brzmi banalnie, ale naprawdę miałam w sobie głęboką wiedzę wyrytą u rdzenia, że to dzieje się tylko raz. Że będę tęsknić za tym do końca życia. Że zanim się obejrzę, stanę się dorosła. To było w każdym moim czynie, w każdym moim słowie, to mieszkało z tyłu mojej głowy. Cokolwiek robiłam, robiłam z przekonaniem, że muszę zrobić to w pełni, najintensywniej jak tylko mogę. Nie wiem, skąd mi się to wzięło. Nikt z moich znajomych nie miał tak silnego przeświadczenia, że to wszystko zaraz nam ucieknie i pryśnie jak bańka mydlana. Nie mogłam zmarnować ani minuty.
Wizja dorosłości, która mnie goni, była straszna. A najgorsze było to, że wiedziałam, że szczytowy moment młodości jest Teraz i że trwa bardzo krótko. Krzyczałam do nieba, że nigdy nie chcę dojrzewać. Z moją pierwszą, wielką miłością wytatuowaliśmy sobie na dłoniach znaki nieskończoności na symbol naszej mającej trwać wiecznie, szalonej miłości. Miałam siedemnaście lat i nie chciałam myśleć o tym, co zdarzy się za chwilę.
Niczego w życiu nie bałam się tak jak dorosłości, a ona na przekór wszystkiemu… przyszła. Przyszła i uczyniła moje życie Cudem. Przestrzenią do nieskończonego wyrażania siebie i nauką prawdziwego kreowania swojej rzeczywistości. Korelowania pieśni czującego serca z głosem kalkulującego umysłu. Okazało się, że nie ma większego błogosławieństwa na tej Planecie niż doświadczenie bycia dorosłym, zmieniania i porzucania swoich co raz to nowych tożsamości. Prawdziwe „mogę wszystko i nie muszę nic” stało się zabawą zwaną życiem.
I końcowo wszystko sprowadziło się do tego, że bawię się całe życie i zmieniam tylko zabawki. Właśnie dlatego, powstało „Chłonę wszystko”.